czwartek, 31 sierpnia 2017

A Nightmare On Elm Street 6: Freddy’s Dead: The Final Nightmare (aka Koszmar z ulicy Wiązów 6: Freddy nie żyje: Koniec koszmaru); USA

Niniejsza recenzja będzie nieco odbiegała od typowych recek, jakie zamieszczam na stronie. Dlaczego? Otóż powodem jest sam film, który zamierzam tu omówić, czyli szóstą odsłonę historii maniakalnego mordercy nastolatków ze Springwood. Sam film odbiega znacznie od swoich poprzedników, dlaczego w takim razie i moja recenzja nie miałaby zmienić charakteru z poważnego (tudzież krytycznego) na sarkastyczny? W tym wypadku możemy śmiało zapomnieć o facecie, który mrozi nam krew w żyłach swoim wyrachowaniem i brutalnością, a ze szczyptą czarnego humoru wzbudza przerażenie wśród bohaterów niemal każdej poprzedniej części. Tu Freddy Krueger rzeczywiście umiera, ale nie spodziewajmy się zakończenia takiego, jakie być powinno. Przecież tak naprawdę zdajemy sobie sprawę, że ten gościu nie żył już od samego początku, a w koszmarach sennych niczym postać z kreskówek pojawiał się i znikał. Co tak naprawdę stało się z tym bękartem poczętym na skutek makabrycznego gwałtu stu zwyrodnialców chorych psychicznie? Przede wszystkim gdzie podział się strach, jaki wzbudzał w sercach i umysłach setek kinomanów zasiadających przed tv i przyglądających się perypetiom biednych nastolatków, którzy Bogu ducha winni stawali się ofiarami tego seryjnego mordercy? 

“John Doe” jest ostatnim ocalałym. Nic więcej nie wie – skąd pochodzi, jak ma na imię, co w ogóle oznacza to, że jest ostatnim ocalałym. W kieszeni ma tylko wycinek z gazety dotyczący sprawy zaginięć dzieci w miasteczku Springwood. Gdy trafia do schroniska dla trudnej młodzieży opowiada pracującej tam dr Maggie Burroughs o tym co pamięta, oraz o nawiedzających go snach, które mieszają się z rzeczywistością. Okazuje się, że sny jego i Maggie są do siebie niezwykle podobne. Wspólnie więc udają się do Springwood w poszukiwaniu jego tożsamości, a także związku pomiędzy ich snami. John początkowo myśli, że jest synem Freddy`ego. Jak się jednak okazuje był on tylko osobą, która miała doprowadzić Kruegera do córki. Jej moc pozwoliłaby mu wyrwać się ze Springwood (w którym już nie ma dzieci) do innego miasteczka, gdzie mógłby dalej mordować.

Odnoszę wrażenie, że szósta odsłona historii Freddy’ego to swoisty prztyczek w nos, jaki zadali twórcy filmu fanom tej kultowej postaci horroru. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest moim celem jakaś miażdżąca krytyka tego filmu, ale samoistnie nasuwa mi się myśl, że filmowcy po prostu w ironiczny sposób potraktowali tu całą historię Kruegera, jaka narodziła się i trwała od roku 1984. Dostajemy tu zupełnie odmienną historię i co ważniejsze, dowiadujemy się o faktach, o których we wcześniejszych częściach nawet nie mieliśmy pojęcia, jak chociażby fakt, że Freddy miał córkę, którą mu zabrano. To właśnie niby (według części szóstej) stało się powodem, dla którego mężczyzna zaczął mścić się na mieszkańcach Springwood i ich mordować. Cała akcja rozgrywa się 10 lat w przyszłości, gdzie w miasteczku zostaje tylko jeden nastolatek, którego nasz bohater wykorzystuje do tego, aby odnalazł on nie tylko więcej nastolatków, ale również jego córkę. W ten sposób zyska zarówno nowe ofiary, jak i odzyska dawno utraconą córkę. Te dwa zespalające się ze sobą wątki jakoś nie pasują mi tu do siebie i nie widzę sensu, aby je w filmie splatać…no ale ok, jedziemy dalej…Celem Freddy’ego jest wysłanie ostatniego nastolatka ze Springwood na poszukiwanie ”świeżego mięsa”, ale chce także w swój morderczy proceder zaangażować swoją dorosłą już córkę, która także ma mu pomagać w zdobywaniu i polowaniu na nowe ofiary. Ma sens? Nie ma.
Im więcej o tym myślę, tym znacznie mniej rozumiem całą fabułę Freddy’s Dead: The Final Nightmare. Jednak nie ma się czym przejmować, bo jakby nie patrzeć to tylko film, więc tak czy siak będzie to jedynie czysta zabawa. Skłamałbym jednak, gdybym nie wspomniała o tym, że szósteczka nawiązuje poniekąd do wspaniałej części pierwszej, gdzie tu na uwagę zasługuje scena z Johnnym Deppem. Da się zauważyć wiele odniesień do pop kultury, co stawia ten film znacznie bardziej ”na czasie”, niż nam się wydaje. Poniektóre sceny zaś są niejako swoistym hołdem w stronę oryginału, co jest chyba jedyną mocną stroną tego właśnie filmu.
Zarówno w tej, jak i oryginalnej części Freddy zostaje przeciągnięty do realnego świata, aby móc zostać zabitym. Wówczas zatoczyłoby się pełne koło całej serii.
Znacznym zmianom ulega tu także charakter naszego głównego bohatera. Nie jawi się już jako złoczyńca, brutalny morderca, którego poznaliśmy w filmie z 1984 roku. Jak pamiętamy, tam był bezlitosnym maniakiem, który szlachtował swoje ofiary i rozrzucał po pokoju ich szczątki ciał, zalewając je fontanną krwi. Freddy z szóstej części to już zupełnie inna postać. Przypomina raczej potulnego baranka, któremu satysfakcję sprawia zabicie…ot…jednego nastolatka… Co to ma być? Przez tyle lat Freddy stał się bohaterem filmu i wszyscy wiedzieli, kim był, nawet jeśli były osoby, które nie oglądały jakiejkolwiek części Nightmare… I co? Teraz to wszystko zostało zniszczone. Postać Freddy’ego wywołuje uśmiech na twarzy zamiast przenikliwych ciarek na plecach…wizerunek, jaki budowano przez siedem lat, został zniszczony w przeciągu godziny czasu.
Chorym i zupełnie niepotrzebnym elementem dodanym do końcówki filmu jest jak dla mnie sekwencja 3D, na którą zdecydowano się w ostatnich minutach pracy nad filmem. Byłoby lepiej, gdyby nikt na ten pomysł w ogóle nie wpadł. Jest to swoisty gwóźdź do trumny, po którym film ten totalnie się rozpada. Jednak jest to kolejny przykład na to, że A Nightmare On Elm Street 6: Freddy’s Dead: The Final Nightmare jest filmem pełnym dziwacznych pomysłów.
Zupełnie nie wiem, jak mam podsumować tą odsłonę. Z jednej strony nie jest aż tak tragicznie, ale z drugiej odpycha mnie szereg dziwactw, jakie się w nim pojawiają oraz przede wszystkim fakt, że Freddy jest tu bardziej komikiem aniżeli brutalnym zabójcą masakrującym swe ofiary. Wiele pomysłów wydaje się tu nie na miejscu i tak naprawdę wprowadzają tylko niepotrzebny zamęt i szereg niezrozumiałych sekwencji, które połączone ze sobą (na przestrzeni wcześniejszych części), zostają zupełnie pozbawione logiki. No, ale co by tu za dużo nie marudzić obejrzyjcie. A może nawet komuś się spodoba, ja tam jednak jestem na nie.

Reżyseria:
Rachel Talalay

Scenariusz:
Wes Craven 
Rachel Talalay 
Michael De Luca

Rok produkcji:
1991

Obsada:
Robert Englund  
Lisa Zane  
Shon Greenblatt  
Lezlie Deane  
Ricky Dean Logan
Breckin Meyer
Yaphet Kotto
Tom Arnold
Roseanne
Elinor Donahue
Johnny Depp  
Cassandra Rachel Friel
David Dunard  
Marilyn Rockafellow
Virginia Peters  
Stella Hall  
Lindsey Fields  
Angelina Estrada
Peter Spellos
Tobe Sexton
Chason Schirmer  
Michael McNab  
Matthew Faison  
Vic Watterson  
Carlease Burke  
Robert Shaye  
Warren Barrington  
Mel Scott-Thomas  
Jonathan Mazer



Brak komentarzy:

Silent Hill; Kanada/Francja/Japonia/USA