sobota, 26 sierpnia 2017

A Nightmare on Elm Street (aka Koszmar z ulicy Wiązów); USA

Zanim powstał Koszmar z ulicy Wiązów, reżyser Wes Craven miał na swoim koncie już kilka produkcji grozy, a w tym szokujący Ostatni Dom po lewej (1972), z którego sam reżyser średnio był zadowolony, ale film wśród maniaków grozy filmowej zdobył miano kultowego. Kiedy w 1984 roku ukazał się Koszmar…, Craven niemal natychmiast został okrzyknięty mistrzem horroru, gdyż dotychczas żaden inny film grozy nie działał tak skutecznie na wyobraźnię. A jako, że trafiał on z reguły do rąk młodych ludzi, których bohaterzy filmu mogli by być znajomymi ze szkoły, stawał się jeszcze bardziej dla nich miażdżący, gdyż niejeden ówczesny widz mógł się identyfikować z którymś z filmowych bohaterów.
Craven nadał wiele świeżości gatunkowi, jakim jest slasher, gdyż przełamał dotychczas znane stereotypy, jakie rządziły tym gatunkiem horroru. Morderca był duchem, a jego ofiarami była grupa nastolatków. Dodatkowo zabijał ich wszystkich w najwymyślniejszy sposób używając do tego rękawicy z nożami zamiast palców. Innowacja, jak się patrzy.


Nastoletnią Tinę nękają koszmary, w których prześladuje ją psychopata o zmasakrowanej twarzy, z ręką uzbrojoną w stalowe ostrza. Jest nim Freddy Krueger, który przed laty został spalony żywcem na stosie za mordy na małych dzieciach z ulicy Wiązów. Teraz chce powrócić do świata żywych, ale nie odmawia sobie przyjemności torturowania nastolatków z ulicy Wiązów. Wkrótce zabija Tinę, a Freddy zaczyna pojawiać się w koszmarach jej najlepszej przyjaciółki Nancy i jej chłopaka Glena. Kiedy ginie jej chłopak i chłopak Tiny, Nancy wie, że tylko ona może przeciwstawić się i zabić mordercę.

Koszmar z ulicy Wiązów to nie tylko koszmarny film grozy, ale przede wszystkim wprowadzenie do świata groteski i przejście horroru jako towaru do świata, którym rządzi marketing. Co ciekawe Craven, kiedy zabierał się za kręcenie Koszmaru… wcale nie dysponował wielkim – jak na film – budżetem, a jednak udało mu się stworzyć dzieło, jak na lata 80-te szokujące, zaskakujące i przede wszystkim efektowne.
W czym tkwi jego sukces? Przede wszystkim w rewelacyjnej postaci, która stała się zmorą nastolatków nie tylko w Ameryce, ale i na całym świecie. Duża w tym zasługa samego aktora – Roberta Englund, który stał się ikoną świata horroru. Właśnie Freddy jest tu kluczową i najbardziej charakterystyczną postacią i choć w innych, drugoplanowych rolach możemy tu zobaczyć także inne gwiazdy (młodziutki Johnny Depp), to jednak ich role nie zapadają jakoś za bardzo w naszej pamięci.
Trzeba przyznać, że Craven kombinuje tu poniekąd balansując na granicy grozy i surrealizmu. Widać to w bardzo wielu scenach, jak np. wciągnięcie Glena do wewnątrz łóżka, z którego po chwili tryska fontanna krwi czy też koszmary senne, na przykład schody zmieniające się w…hm…lepką papkę, która uniemożliwia ucieczkę Nancy Thompson. Takich scen można tu wymienić bardzo wiele i właśnie to sprawia, że Koszmar z ulicy Wiązów jawi się nam jako autentyczny koszmar. To film, który zostaje w pamięci na bardzo długi czas. 
Dodatkowo Craven wplata tu też odrobinę kąśliwego humoru, jakim charakteryzuje się nasz bohater. Jednak powiem Wam, że to nie ona przeraża mnie najbardziej. To, co wywołuje mój największy lęk to fakt, że bohaterowie walczą ze zmęczeniem starając się nie zasnąć. Przecież wszyscy wiemy, że jedną-dwie noce można zawalić (co mi się zdarzyło już podczas różnych filmowych festiwali czy konwentów), ale na dłuższą metę walka ta skazana jest na przegraną, ponieważ zmęczenie w końcu weźmie górę i uśniemy nawet nie zdając sobie sprawy z tego kiedy. Dokładnie to samo spotyka np. Nancy w scenie, kiedy widzi marę Tiny będąc w klasie. My odbieramy to jako koszmar na jawie, ale dopiero po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę, że dziewczyna zasnęła na ławce podczas lekcji. Zresztą nawet ona sama nie zdawała sobie sprawy z tego, że zasnęła.
Dodatkowo pojawia się aspekt przenikania koszmarów do świata realnego. Craven tak sprawnie wszystko tka, że bywają momenty, iż nie wiemy czy jest to właśnie sen-koszmar czy wszystkie złe wydarzenia dzieją się w danej chwili w czasie rzeczywistym. Dopiero po chwili dostajemy wyjaśnienie.
Dostaniemy tu też dawkę potężnych emocji nie tylko za sprawą samego Freddy’ego na ekranie, ale dzięki żelaznym regułom dorosłych, których też tu mamy bez liku (matka, która zamyka kolegę Nancy w pokoju, przez co dziewczyna nie może go uratować czy bezwzględny ojciec bohaterki, który nie do końca wierzy córce oraz grupie rozhisteryzowanych nastolatków). Mimo błagalnych próśb o pomoc, rodzice młodych bohaterów bagatelizują problem, zwalając wszystko na wybujałą wyobraźnię swoich pociech, które jednak jeden po drugim giną.

Z pewnością nie byłoby sukcesu, gdyby nie cała masa znakomitych efektów specjalnych, stylizacji, charakteryzacji i scenerii. Wszystko w Koszmarze… jest dopięte na ostatni guzik: od pracy operatora do kompozytora muzyki. Demoniczność wytworzona przez całą ekipę filmową: Jacquesa Haitkina, Charlesa Bernsteina z Cravenem na czele nie pozwala nam o tym horrorze zapomnieć.
Ekipa aktorów też nienaganna, choć żałuję, że rewelacyjny John Saxon dostał tu rolę niemal epizodyczną, jednak Robert Englund to prawdziwy bohater, który od razu doskonale zaznajomił się ze swoją rolą i postacią. Właśnie dzięki niemu Koszmar z ulicy Wiązów jest horrorem jednym z nielicznych, który doczekał się licznych kontynuacji i praktycznie każda była wielkim sukcesem.
Tej koszmarnej atmosfery sennego przerażenia po prostu nie można pominąć! Seans całej serii jest po prostu obowiązkowy.

Reżyseria:
Wes Craven

Scenariusz:
Wes Craven

Rok produkcji:
1984

Obsada:
John Saxon
Ronee Blakley
Heather Langenkamp
Amanda Wyss
Jsu Garcia
Johnny Depp
Charles Fleischer
Joseph Whipp
Robert Englund
Lin Shaye
Joe Unger  
Mimi Craven
Jack Shea
Ed Call
Sandy Lipton




2 komentarze:

Adam Mielewczyk pisze...

Freddy na prezydenta!!!!!
Najlepsza część bez dwóch zdań. Kiedy pierwszy raz obejrzałem za młodu, przez tydzien spać nie mogłem

Piotr pisze...

Za każdym razem z wielką chęcią powracam do filmu i jakoś nigdy mi się on nie nudzi. Podobnie, jak inne części zresztą.
Niektóre sceny siedzą w głowie do dziś: przerażająca scena z papkowatymi schodami, topiący się rowerek dla dzieci czy fontanna krwi wytryskająca z łóżka!!! Majstersztyk!!!

Silent Hill; Kanada/Francja/Japonia/USA