niedziela, 27 sierpnia 2017

A Haunting in Salem (aka Klątwa z Salem); USA

Dawno temu wszelkie obrzędy magiczne i uprawianie czarów wywoływało wściekłość wśród zatwardziałych (i samozwańczych) ''obrońców kościoła. Wszystkie osoby, które posądzało się o uprawianie magii, czarów czy konszachty z Szatanem były wieszane, palone na stosach, torturowane...Tak działo się na całym świecie, ale jednym z najbardziej znanych miasteczek amerykańskich, które mogą się poszczycić tą niechlubną historią jest Salem w stanie Massachusetts. Wiele osób poniosło śmierć niemalże z ręki swojego sąsiada, który po prostu czuł się znudzony życiem i chciał zaoferować sobie odrobinę rozrywki. Ludzie donosili na swoich przyjaciół, sąsiadów tylko dlatego, że mieli jako takie podejrzenia...niczym nieuzasadnione nota bene...
Miasteczko do dziś cieszy się złą reputacją z powodu zamierzchłej historii, która z powodzeniem kontynuowana jest we współczesnych horrorach. 


Sześćdziesiąt lat temu pewien szeryf oblewając cały swój dom benzyną, chciał spalić ciała martwych członków swojej rodziny. Udaremniły mu to niewidzialne siły... Po latach krewni szeryfa Wayne'a Downsa wprowadzają się do tego samego domu. Jedno z ich dzieci wspomina krążącą w okolicy legendę dotyczącą wydarzeń sprzed 60 lat, jednak Wayne lekceważy tę opowieść. Tego samego wieczoru, podczas koszenia trawy, dozorca natrafia na nagrobną płytę...

Wydaje się na początku, że będziemy mieli do czynienia ze znakomitym horrorem spod znaku haunted i na myśl przychodzi od razu rewelacyjny film grozy Stuarta Rosenberg'a The Amityville Horror. Faktycznie, tematyka jest dość podobna, gdyż widzimy rodzinę, która wprowadza się do nowego domu. Wkrótce jednak dostrzegamy, że z nowymi lokatorami zaczyna dziać się coś niedobrego. Dotyczy to nie tylko córki Alli, ale też samego Wayne'a Downs'a, który z czasem zaczyna przejawiać niepokojące zachowanie, a do tego zaczyna miewać koszmarne przewidzenia, które burzą jego dotychczasową stabilizację psychiczną. 
Cały film zaczyna się naprawdę bardzo interesująco, a cała akcja zwłaszcza nabiera tempa, kiedy Alli zaczyna dostawać tajemnicze wiadomości na laptopa. Zamierzony suspens twórców jest tu strzałem w dziesiątkę, ponieważ przez jakiś czas zastanawiamy się, kto może wysyłać dziewczynie dziwaczne wiadomości, których ani ona ani my-widzowie nijak nie możemy rozszyfrować. Chwyt ten specjalnie wydłuża czas naszej koncentracji, co tylko wzmaga naszą ciekawość. Wszystko wydaje się tu wciągające i tajemnicze i nawet wizyta członkini Stowarzyszenia Historycznego, która chce bohaterów ostrzec przez zagrożeniem, nie wyburza nas z rytmu niewiedzy, gdyż kobieta ginie w makabryczny sposób jeszcze przed jakąkolwiek rozmową z domownikami. Podobnie zresztą miała się rzecz nieco wcześniej z dozorcą, który lekko opóźniony w rozwoju jest po prostu ignorowany przez mieszkańców, jak i władze miasta. Kiedy mężczyzna chce napomknąć o historii domu, burmistrz Salem zmywa mu głowę. 
Niestety wszystko to, co jawi się początkowo bardzo interesująco, znika w zastraszającym tempie. Niby coś zaczyna się dziać i wkrótce już wiemy, że córka zostaje zaatakowana przez ducha (opętana)...Bla...bla...bla... Znam to już zbyt dobrze. 
Im dalej brniemy w całą historię, tym staje się ona coraz mniej atrakcyjna i wciągająca, a same wydarzenia stają się już niestety nazbyt przewidywalne. Zauważcie, że przyciąga uwagę to, co proste. Twórcy początkowo skupiając się na tematyce nawiedzonego domu i jego historii, potrafili stworzyć kilka ciekawych i zaskakujących scen, które niekiedy wywoływały gęsią skórkę. Dlaczego to trwa tylko w pierwszej połowie filmu? Dlaczego reżyser Shane Van Dyke nie pociągnął wątku tajemniczości i straszenia, a tylko dał nam już mało atrakcyjne i straszne sceny morderstw? Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Na początku filmu reżyser nas zaskakuje scenami, w których nic nie widać, ale jednak odczuwamy niepokój, bo wiemy, że za chwilę może się coś wydarzyć. To są momenty, w których możemy się bać. Szkoda, że te momenty są tak nieliczne. 
Momenty kiedy ginie i dozorca i pani ze Stowarzyszenia Historycznego są godne dobrego horroru. Podobała mi się również scena początkowych objawów opętania Alli (np. kiedy dziewczyna stoi przed lustrem i z przerażeniem odkrywa, że wypadł jej ząb). Ciarki mi normalnie po plecach przeszły. 
Druga część filmu - odniosłam wrażenie - jakby była już tworzona na ''odwal się''. Wszystko dzieje się szybko...zbyt szybko, a przez to już mało ciekawie. Znika gdzieś strach i napięcie mimo tego, że właśnie w tej części filmu dochodzi do największej ilości morderstw. Ich nawarstwienie i szybkość z jaką mają miejsce zgony sprawia, że nic nas już nie zaskakuje, a jedynie każda kolejna śmierć wywołuje grymas na twarzy...i z pewnością nie jest to grymas zniesmaczenia czy obrzydliwości. 
Jeżeli chodzi o aktorstwo, to raczej nie mam się zamiaru czepiać, gdyż wypadło nie najgorzej (choć szału też nie ma), tylko zastanawiałam się dlaczego twórcy wybrali do głównej roli właśnie niezbyt urodziwego Billa Oberst'a Jr. Bardziej by się nadawał do roli bandziora aniżeli szeryfa, ale trudno...tak zadecydowano i choć trudno się go oglądało, to nie jest to akurat największy powód do marudzenia. 
Pomarudzić za to mogę na kwestię techniczną. Zero realizmu. Niby jest noc, a w pokojach jasno, jakby panowała słoneczna pogoda. Trochę to bez sensu...jeżeli ktoś nie zwróci na to uwagi, to pal licho, ale gorzej jak ktoś - podobnie jak ja dostrzeże to i owo - wtedy można się już czepiać do woli, a jest czego. Im dalej, tym gorzej też z samą fabułą i jej sensem. Początkowo ukazana mroczna historia domu jest dla widza nie lada smaczkiem, ale potem filmowcy zamiast rozwinąć ten temat bardziej, po prostu go spłycają i nie rozwijają wątku z dawnym szeryfem czy chociażby z wydarzeniami związanymi ze śmiercią czarownic. Nasza ciekawość zostaje tylko połechtana, a potem dostajemy kopa w dupę. 
Wspomniałam o dziurach w fabule i nielogicznościach. Pojawiają się w dalszej partii filmu w zastraszających ilościach. Na niektóre można przymknąć oko (jak na przykład zwykłe olewanie obowiązków szeryfa przez głównego bohatera), ale inne po prostu są tak głupie, że aż śmieszne (woda gotująca się w garnku w przeciągu kilku sekund). Dodatkowo śmierć dozorcy również nie została zbadana należycie. Żaden tam ze mnie detektyw (choć kryminalistyką interesują się już od czasów liceum), ale jak można stwierdzić zgon przez powieszenie, skoro wcześniej mężczyzna został ugodzony w głowę nożycami do cięcia roślin. Takie rany zostawiają ślady, tak więc McSwain z pewnością je posiadał. Ech...takich głupich nielogiczności można tu wymienić całe mnóstwo. Przejawiają się one także w zachowaniu bohaterów. 

To, co początkowo wydawało się interesującym horrorem nafaszerowanym pokaźną ilością strasznych scen, okazało się tak naprawdę przysłowiowym gniotem. Klątwa z Salem to film słaby. Bezsensowne zachowania bohaterów czy fabuła dziurawa niczym ser szwajcarski powodują, że już po pierwszych trzydziestu minutach nie będziemy tak bardzo zainteresowani seansem, choć gdzieś tliła się nadzieja, że może całość rozwinie się w dobrym kierunku. Niestety ta nadzieja zostaje z minuty na minutę stłamszona w okrutny sposób. 
Shane Van Dyke zakpił niemiłosiernie z widzów. Wzmógł nasz apetyt na dobry i klimatyczny ghost, by potem ten apetyt zmiażdżyć! 
3/10 i nie więcej! 

Reżyseria:
Shane Van Dyke

Scenariusz:
H. Perry Horton 

Rok produkcji:
2011

Obsada:
Bill Oberst Jr. 
Courtney Abbiati 
Jenna Stone 
Nicholas Harsin 
Carey Van Dyke 
Gerald Webb 
Jason Paul Field 
Courtney DeCosky 
Sam Kinsey 
Sonny King 
Shaula Chambliss 
Josh Roman 
Catherine Lidstone 
Lauren Kelley 
Shoshanna Chagall 



1 komentarz:

Damian pisze...

Tak, mamy XXI wiek, ale co jakiś czas docierają do nas informacje o karach, jakie wymierzane są rzekomym czarownicom. Zdawać by się mogło, że to problem prymitywnych ludów, ale tak nie jest. Jeszcze w XX wieku toczyły się procesy o jakieś obrządki magiczne w USA czy nawet Polsce...
A co do filmu - faktycznie nie warto. Mało realistyczny i choć niby na faktach, to w ogóle nie przyciąga uwagi.

Silent Hill; Kanada/Francja/Japonia/USA